W ciągu ostatnich paru dni pracowałem może jeden dzień między świętami, bo tak wypadało, resztę gdzieś pokryły Święta i wypisane kartki urlopowe ;) Natomiast nie mogę powiedzieć że się nudziłem, przez ostatnie parędziesiąt miesięcy zawsze mogłem znaleźć zajęcie jeżeli jeszcze posiadałem wolną chwilę albo i dwie. Jak to poznańscy tradycyjni gospodarze mówią "zajęcie w gospodarstwie znajdzie się zawsze". I na nic tłumaczenia że gospodarstwo się ostało jedynie jako "domowe". Oczywiście mogłem czytać, przeglądać niemądre obrazki w internecie, sprzątać, czytać podręczniki technologiczne z lat 50-tych, albo po prostu odsypiać zaległe godziny. Powyższe (niecne :P) zamiary wypełniłem po części, gdyż mnogość zdarzeń przyjemnych, moc (jakie to starodawne słowo, częste w powieściach z przełomu wieków) prezentów oraz wiele ciekawostek ubarwiły mocno ten tydzień. Święta pomimo wszystko nadal mają odrobinę tej, może nie filmowej, ale magii.
niedziela, 30 grudnia 2012
Poświąteczny odpoczynek :)
Witajcie!
W ciągu ostatnich paru dni pracowałem może jeden dzień między świętami, bo tak wypadało, resztę gdzieś pokryły Święta i wypisane kartki urlopowe ;) Natomiast nie mogę powiedzieć że się nudziłem, przez ostatnie parędziesiąt miesięcy zawsze mogłem znaleźć zajęcie jeżeli jeszcze posiadałem wolną chwilę albo i dwie. Jak to poznańscy tradycyjni gospodarze mówią "zajęcie w gospodarstwie znajdzie się zawsze". I na nic tłumaczenia że gospodarstwo się ostało jedynie jako "domowe". Oczywiście mogłem czytać, przeglądać niemądre obrazki w internecie, sprzątać, czytać podręczniki technologiczne z lat 50-tych, albo po prostu odsypiać zaległe godziny. Powyższe (niecne :P) zamiary wypełniłem po części, gdyż mnogość zdarzeń przyjemnych, moc (jakie to starodawne słowo, częste w powieściach z przełomu wieków) prezentów oraz wiele ciekawostek ubarwiły mocno ten tydzień. Święta pomimo wszystko nadal mają odrobinę tej, może nie filmowej, ale magii.
W ciągu ostatnich paru dni pracowałem może jeden dzień między świętami, bo tak wypadało, resztę gdzieś pokryły Święta i wypisane kartki urlopowe ;) Natomiast nie mogę powiedzieć że się nudziłem, przez ostatnie parędziesiąt miesięcy zawsze mogłem znaleźć zajęcie jeżeli jeszcze posiadałem wolną chwilę albo i dwie. Jak to poznańscy tradycyjni gospodarze mówią "zajęcie w gospodarstwie znajdzie się zawsze". I na nic tłumaczenia że gospodarstwo się ostało jedynie jako "domowe". Oczywiście mogłem czytać, przeglądać niemądre obrazki w internecie, sprzątać, czytać podręczniki technologiczne z lat 50-tych, albo po prostu odsypiać zaległe godziny. Powyższe (niecne :P) zamiary wypełniłem po części, gdyż mnogość zdarzeń przyjemnych, moc (jakie to starodawne słowo, częste w powieściach z przełomu wieków) prezentów oraz wiele ciekawostek ubarwiły mocno ten tydzień. Święta pomimo wszystko nadal mają odrobinę tej, może nie filmowej, ale magii.
Etykiety:
czytelnictwo,
niezwyczajne zwyczaje,
styl życia
poniedziałek, 24 grudnia 2012
Tuż za rogiem stoją Anioł z Bogiem.
Witam wszystkich bloggerów i nie tylko :)
Biorąc prace w firmie z produktami sezonowymi nie spodziewałem się że sezon świąteczny może być aż tak wykańczający :) Jednak wiele osób z mojego otoczenia ma posady w takich firmach, gdzie grudzień jest miesiącem faktur i tego całego pośpiechu jakiego chce unikać. Jak wróciłem do domu to postanowiłem wreszcie uskutecznić przygotowania świąteczne, duża choinka została postawiona a mała gdzieś tam stoi i czeka na przystrojenie :)
Porządki przede mną, nawet na lampie to widać ;)
W międzyczasie zaczęło się pieczenie sernika, przepis został wzięty z książki Małgorzaty Musierowicz pt: "Łasuch Literacki",
Biorąc prace w firmie z produktami sezonowymi nie spodziewałem się że sezon świąteczny może być aż tak wykańczający :) Jednak wiele osób z mojego otoczenia ma posady w takich firmach, gdzie grudzień jest miesiącem faktur i tego całego pośpiechu jakiego chce unikać. Jak wróciłem do domu to postanowiłem wreszcie uskutecznić przygotowania świąteczne, duża choinka została postawiona a mała gdzieś tam stoi i czeka na przystrojenie :)
Porządki przede mną, nawet na lampie to widać ;)
W międzyczasie zaczęło się pieczenie sernika, przepis został wzięty z książki Małgorzaty Musierowicz pt: "Łasuch Literacki",
środa, 5 grudnia 2012
Już wspomnienie - złota polska jesień w Poznaniu
Witam!
Wczoraj spadł pierwszy śnieg w Poznaniu, mroźne powietrze wdziera się pod kurtkę, a słońce jest tylko gościem, tak, toż to zimowa pora się rozpoczęła. Tak bardzo mnie zahamowała aż nie mogłem zabrać się do następnego posta, w końcu ile razy można tłumaczyć się życiem zawodowym.
Jak przeglądałem poniższe zdjęcia pomyślałem o przeszłości tej dzielnicy, jak by wyglądała bez tych bloków, bo przecież i tak bym tu mieszkał (korzenie rodzinne), jednak wolałem tym razem tak daleko nie zagłębiać się w przeszłość. Pomyślałem o ciepłym jesiennym wietrze i jeszcze, w miarę mocno grzejącym słońcu.
Żadne ze zdjęć nie było poprawiane, jedynie kadrowane, dlatego kolorystyka to tylko zasługa natury oraz matrycy aparatu. Tej jesieni było czym się zachwycać, już od paru lat nie pamiętam aby można było powiedzieć "złota polska jesień do nas przyszła". Może w następnym roku już tak nie być.
Wczoraj spadł pierwszy śnieg w Poznaniu, mroźne powietrze wdziera się pod kurtkę, a słońce jest tylko gościem, tak, toż to zimowa pora się rozpoczęła. Tak bardzo mnie zahamowała aż nie mogłem zabrać się do następnego posta, w końcu ile razy można tłumaczyć się życiem zawodowym.
Jak przeglądałem poniższe zdjęcia pomyślałem o przeszłości tej dzielnicy, jak by wyglądała bez tych bloków, bo przecież i tak bym tu mieszkał (korzenie rodzinne), jednak wolałem tym razem tak daleko nie zagłębiać się w przeszłość. Pomyślałem o ciepłym jesiennym wietrze i jeszcze, w miarę mocno grzejącym słońcu.
Żadne ze zdjęć nie było poprawiane, jedynie kadrowane, dlatego kolorystyka to tylko zasługa natury oraz matrycy aparatu. Tej jesieni było czym się zachwycać, już od paru lat nie pamiętam aby można było powiedzieć "złota polska jesień do nas przyszła". Może w następnym roku już tak nie być.
Etykiety:
architektura,
fotografia,
krajobraz,
niezwyczajne zwyczaje
środa, 31 października 2012
cukierek albo szkielet ;)
Witam!
Tym razem bardziej wesoło. Powiada się iż święto poprzedzające 1 listopada jest powiązane z tradycją słowiańską kiedy zabawą odstraszało się "złe moce", niejako ostatnia noc października miała zrównać świat materialny oraz ten niewidoczny, nieopisywalny.
Jak zawsze wracam myślami do krakowskich wojaży to przypominam sobie zapomniane szczegóły, które okazują się błahe jednak nieodłącznie związane z tym co teraz się dzieje. W jednym z kościołów znalazłem wspaniały obraz, typowe przedstawienie "Dance Macabre".
Niestety ze względu na światło oraz mniejsze przygotowanie "fotograficzne" niż teraz zdjęcia nie zaliczam do najlepszych.
Klimat jaki panował w całej kaplicy odzwierciedlał ten z obrazu. Tylko część kaplicy była oświetlona przez małe okno, wymurowane blisko sufitu, ciemne ściany, proporcje oraz konfesjonał stojący na wprost wejścia dopełniał całości. Przewrotność obrazów dance macabre była oczywista, jednak w większości malarstwo tego rodzaju miało nawoływać do życia bardziej pobożnego, a nie głębszej analizy z jaką mamy dzisiaj do czynienia u krytyków literatury czy sztuki.
Życzę wszystkim fajnego Halloween, obojętnie czy będzie to wieczór wspomnień, imprez relaksu czy pracy. Uwaga, będzie pełnia! ;)
Tym razem bardziej wesoło. Powiada się iż święto poprzedzające 1 listopada jest powiązane z tradycją słowiańską kiedy zabawą odstraszało się "złe moce", niejako ostatnia noc października miała zrównać świat materialny oraz ten niewidoczny, nieopisywalny.
Jak zawsze wracam myślami do krakowskich wojaży to przypominam sobie zapomniane szczegóły, które okazują się błahe jednak nieodłącznie związane z tym co teraz się dzieje. W jednym z kościołów znalazłem wspaniały obraz, typowe przedstawienie "Dance Macabre".
Niestety ze względu na światło oraz mniejsze przygotowanie "fotograficzne" niż teraz zdjęcia nie zaliczam do najlepszych.
Klimat jaki panował w całej kaplicy odzwierciedlał ten z obrazu. Tylko część kaplicy była oświetlona przez małe okno, wymurowane blisko sufitu, ciemne ściany, proporcje oraz konfesjonał stojący na wprost wejścia dopełniał całości. Przewrotność obrazów dance macabre była oczywista, jednak w większości malarstwo tego rodzaju miało nawoływać do życia bardziej pobożnego, a nie głębszej analizy z jaką mamy dzisiaj do czynienia u krytyków literatury czy sztuki.
Życzę wszystkim fajnego Halloween, obojętnie czy będzie to wieczór wspomnień, imprez relaksu czy pracy. Uwaga, będzie pełnia! ;)
Etykiety:
architektura,
niezwyczajne zwyczaje,
styl życia
Memento...
Już za chwilę święto Zmarłych, inaczej Wszystkich Świętych, pomimo że halloweenowe dekoracje bawią to i tak nadchodzi refleksja. Tym razem podwójnie zaczynam zastanawiać się na "ludzką egzystencją" - odeszła ze ziemskiego padołu blogerka Chustka.
Parę miesięcy temu jak przeorganizowałem sobie z lekka życie na bardziej "slow" (nie mylić z trendem powszechnym wśród oportunistów), to polecono mi ten blog. Nie chodziło o profilaktykę przeciwnowotworową, ani też jakieś diametralne zmiany. To że za mało się mówi o przeciwdziałaniu i leczeniu to inna sprawa. Tutaj autorka walczyła o inne podejście do choroby, i o te przysłowiowe docenienie tych drobnych chwil. Bez wielkich banałów, bo powoli zdanie "żyj wolniej, doceniaj otoczenie" staje się natrętnym banałem. Jak to można przywiązać się do bloga....
Przepraszam jeżeli komuś się nie spodobało to o czym napisałem. Ten posta potraktujmy nadzwyczaj prywatnie.
poniedziałek, 15 października 2012
Zakamarki siedziby.
Witam w ...
... swojskim pałacyku. Czytam multum opisów prywatnych mieszkań, przeglądam blogi i czasopisma, wszyscy opisują swoje "lokale mieszkalne" prawie według tego samego schematu, którego chciałem uniknąć. Po dłuższym zastanowieniu się dochodzę do wniosku że nie jestem tak kreatywny by zrobić to niesztampowo więc po prostu opisze parę zdjęć :)
Uwielbiam lampy kryształowe, ta jest imitacją, rodzajem "żartu" z prawdziwego kryształowego żyrandola, który świecąc pokazuje ile kosztował. Ten czarny zbiornik kurzu jest jedną z rzeczy, którą na pewno bym zabrał przeprowadzając się bardzo daleko. Gdzieś połowicznie nawiązuje do lampy jaką miała babcia - dużej, złoconej, z prawdziwego szkła, z wieloma szczegółami oraz 4 kloszami w kształcie niebanalnych muszli.
poniedziałek, 10 września 2012
Indian Summer / Babie Lato / ....
Witam!
Nastały dni chłodniejsze kiedy popołudniu najchętniej by się spało, albo leżało pod grubym kocem i w otoczeniu przyjemnych poduszek. I tutaj pojawia się problem co z tymi poduszkami. Wielokrotnie słyszałem o tym że poduszki służą do ozdoby na kanapie a nie do leżenia, inni sądzą że to normalne że poduchy na sofie maja funkcje użytkowe. Ażeby nie mieć takich "ogromnych" dylematów życiowych część poduszek używam jako ozdobne/"oparciowe" a reszta jest rzucona na łóżko. Pomijając jednak wszelakie rozważania poduszkowe wracam do meritum czyli pory zwanej babim latem. Niedawno przeczytałem że tak się to nazywa aby jak najdłużej nie używać słowa "jesień", i omijać tematykę zimnych wieczorów, grubszych swetrów, zaczynającego działać ogrzewania. Nadużywane w szkole powiedzenie "złota polska jesień" kojarzy się z rzadkim występowaniem, tym że słońce bardzo przyjemnie świeci i dobrze nastraja, (a jakie zdjęcia wychodzą ;)),innym samopoczuciem, spacerami po parkach i alejach, starymi domostwami w jeszcze starszych dzielnicach i moim "sezonem na kryminały". Jest to oczywiste że powieści kryminalne najlepiej się czyta jesienią, i jakoś tego nie zmienię. Najważniejszą cechą tej pory są zmiany, zmienia się pogoda, jeszcze słońce letnie przygrzeje, wiatr już zimny wieje, organizm potrzebuje więcej snu, zmieniamy się też my - powracamy do naszych mieszkań na te literackie długie, chłodne wieczory, których nikt nie widział od połowy XIX wieku, ale dużo się o tym mówi. Wtedy też podejmujemy szybkie decyzje, tak jakby zabezpieczenie przed zimą. W końcu już nie będziemy jeździć nad jeziora, na działki, siedzieć na ogrodzie i mało kto dostanie urlop aby polecieć do Tunezji czy Egiptu. Wtedy stawiamy sobie pytanie "jak zapełnić czas, który dotąd wypełniały letnie rozrywki"?? odpowiedzi jest wiele....
Do końca kalendarzowego lata pozostało parę dni. Dzisiaj znalazłem to stare zdjęcie. Mnie kojarzy się z taką przyjemną letnią porą.
Pracę stworzyła Arachne Blog_Pracownia_Arachne. Polecam!
Nastały dni chłodniejsze kiedy popołudniu najchętniej by się spało, albo leżało pod grubym kocem i w otoczeniu przyjemnych poduszek. I tutaj pojawia się problem co z tymi poduszkami. Wielokrotnie słyszałem o tym że poduszki służą do ozdoby na kanapie a nie do leżenia, inni sądzą że to normalne że poduchy na sofie maja funkcje użytkowe. Ażeby nie mieć takich "ogromnych" dylematów życiowych część poduszek używam jako ozdobne/"oparciowe" a reszta jest rzucona na łóżko. Pomijając jednak wszelakie rozważania poduszkowe wracam do meritum czyli pory zwanej babim latem. Niedawno przeczytałem że tak się to nazywa aby jak najdłużej nie używać słowa "jesień", i omijać tematykę zimnych wieczorów, grubszych swetrów, zaczynającego działać ogrzewania. Nadużywane w szkole powiedzenie "złota polska jesień" kojarzy się z rzadkim występowaniem, tym że słońce bardzo przyjemnie świeci i dobrze nastraja, (a jakie zdjęcia wychodzą ;)),innym samopoczuciem, spacerami po parkach i alejach, starymi domostwami w jeszcze starszych dzielnicach i moim "sezonem na kryminały". Jest to oczywiste że powieści kryminalne najlepiej się czyta jesienią, i jakoś tego nie zmienię. Najważniejszą cechą tej pory są zmiany, zmienia się pogoda, jeszcze słońce letnie przygrzeje, wiatr już zimny wieje, organizm potrzebuje więcej snu, zmieniamy się też my - powracamy do naszych mieszkań na te literackie długie, chłodne wieczory, których nikt nie widział od połowy XIX wieku, ale dużo się o tym mówi. Wtedy też podejmujemy szybkie decyzje, tak jakby zabezpieczenie przed zimą. W końcu już nie będziemy jeździć nad jeziora, na działki, siedzieć na ogrodzie i mało kto dostanie urlop aby polecieć do Tunezji czy Egiptu. Wtedy stawiamy sobie pytanie "jak zapełnić czas, który dotąd wypełniały letnie rozrywki"?? odpowiedzi jest wiele....
Do końca kalendarzowego lata pozostało parę dni. Dzisiaj znalazłem to stare zdjęcie. Mnie kojarzy się z taką przyjemną letnią porą.
Pracę stworzyła Arachne Blog_Pracownia_Arachne. Polecam!
wtorek, 4 września 2012
Winiarski kościół na wzniesieniu p.w. Św. Stanisława Kostki
Witam!
Póki jednak są pojedyncze chwilę chce Wam zaprezentować kościół, którego historia (jak wielu) pokrywa się z dziejami mojej rodziny. 11 września 1930 roku rozpoczęła się budowa Kościoła p.w. św. Stanisława Kostki, na działce o powierzchni ponad 4 tysięcy m kw., przy ul. Rejtana na Winiarach, które 5 lat wcześniej zostały włączone w granicę miasta Poznania. Do 1936 roku trwały tzw prace wykończeniowe we wnętrzu oraz wokół świątyni.
Początkowy projekt był bardzo nowoczesny jak na swoje czasy - obejmował on identyczny budynek pod względem bryły jednak zbudowany w zupełnie innym stylu. Modernistyczna stylistyka może i była ciekawa, nawet bardziej klimatyczna niż zrealizowany plan, jednak nie korelował z tym co było wokół. Multum małych wiejskich zagród, gdzie przeważały domostwa jedno parterowe z poddaszem i ewentualnie podwyższeniem dachu nad wejściem. Oczywiście każdy zakładał że miejsce w którym wybudowano kościół, czyli wzniesienie ma ukazywać jak ważną rolę ma religia katolicka wśród okolicznych mieszkańców. Wzniesie na którym znajduje się kościół to zbocze tzw wąwozu (tak podaje literatura fachowa) Wierzbaka, małego strumienia niegdyś płynącego na tym terenie. Teraz częściowo strumień skanalizowano, a pozostały ciek płynie pod ziemią w betonowym tunelu prowadzącym do Bogdanki. W miejscu gdzie są schody zaplanowano pierwotnie grotę. To co widzimy na zdjęciach to wynik drugiego klasycystycznego projektu który zaaprobowała międzywojenna Kuria, jako bardziej wpasowujący się w ówczesny "klimat" dzielnicy. To co tutaj opisałem to częściowo wyczytane informacje zmieszane z moimi opiniami. Więcej można znaleźć na stronie parafii Parafia Rzymskokatolicka p.w. Św Stanisława Kostki
W tejże parafii byli chrzczeni prawie wszyscy członkowie rodzin, prawie każdy ślub w rodzinie do lat 60-tych XX wieku odbywał się tutaj. Prawie nie ma zdjęć, jednak przekaz rodzinny z obu gałęzi Winiarskich potwierdza te fakty. Ponadto to była do pewnego czasu jedyna parafia na tym terenie. Ten post ma wymiar bardziej sentymentalny, tak na ludzi działa babie lato ;))) Znalazłem w skanach fotografię ze ślubu kościelnego moich dziadków. Elżbieta i Henryk, przed kościołem. Na razie szukam informacji związanych z poprzednimi pokoleniami na Winiarach.
Pozostaje tylko podziwiać piękne letnie niebo nad poznańskimi Winiarami.....
Etykiety:
architektura,
historie rodzinne,
Poznań,
styl życia
niedziela, 19 sierpnia 2012
Niedziela na wsi
Propozycja jaka padła miesiąc temu nie wywołała entuzjazmu. Jazda konna była jakimś epizodem z przeszłości, urlop zapowiadał się skromnie, a do tego trzeba było jechać gdzieś, gdzie to jest?, jak sobie poradzę?.... następne tygodnie zmieniły podejście i nie mogłem się doczekać.
Pierwsze chwile na koniu są zawsze takie same, ta dezorientacja a po chwili błogi spokój. Jak usiedliśmy po jeździe to nie czułem zmęczenia.
W cieniu koło południa było 30 stopni, jednak w Dębogórze było znacznie chłodniej. Autobus jadący w stronę Tuczna był istną sauną, po tym jak wysiedliśmy przywitał nas przydrożny krzyż i bardzo znośne powietrzne.
I zaczęliśmy przechadzać się po " Dębogóra Ranch" (Link do Rancza), oczywiście należy przypomnieć że jest to stadnina typowa dla tych co lubują się w stylu country, który jest bliższy naszej słowiańskiej duszy ;))
ISKRA - SUPER KLACZ |
Stajnia. Buchnął dawno zapomniany zapach, dawno zapomniane nawyki. Ostatni raz jeździłem na jakieś eskapadzie do Racotu. Oczywiście wszystko zapomniałem, to że wsiadłem i nie spadłem to tylko cud. Na zdjęciu powyżej Iskra. Najspokojniejsza i najwierniejsza klacz jaka w życiu widziałem. Krok w krok za swoją właścicielką.
foto by B. L. |
foto. by B. L. |
Nie byłbym członkiem swojej rodziny jakbym nie skrytykował własnych zdjęć, dlatego tylko powiem że wyglądam katastrofalnie, ale to nie blog związany z modą (i wyglądem) dlatego skoncentrujmy się na tym jak było. Na początku spodziewałem się klasycznej stadniny gdzie sztywno jeździ się na niewygodnych siodłach, w stresie że koń zaraz nas zrzuci. Okazało się że ranczo jest nam bardziej pisane, w końcu w tak "spiętej" rzeczywistości jakiej żyjemy warto odpoczywać w takich miejscach. Gdzie ludzie są otwarci i bezpośredni, i nikt nie traktuje cię jak obcego. Nie pytając widać że panuje tam fajna atmosfera, w takich miejscach to po prostu czuć ;) Pozdrawiam wszystkich z Dębogóra Ranch i dziękuję p. Anicie za wsparcie i cierpliwość.
Pamiętajmy że jazda konna to NIE jest snobizm, to szlachetny sport, który nie tylko relaksuje ale uczy cierpliwości oraz szacunku. Brzmi to górnolotnie, jednak jest prawdziwe.
Może jeszcze tam wrócę??
Etykiety:
jazda konna,
krajobraz,
niezwyczajne zwyczaje,
szlacheckie
piątek, 17 sierpnia 2012
MM - collage
Collage z fr. - /kolaż/ oklejanie, naklejanie, zaklejanie papierem, jednak są słowniki mówiące o konkubinacie (!)
Najogólniej jest to francuskie (czasem znajdziemy że hiszpańskie) określenie na nasze polskie "wydzieranki", technika jest jednak bardziej subtelna bo zazwyczaj elementy są wycinane, rzadziej wydzierane z czasopism, katalogów, periodyków, rozsypujących się ksiąg, im bardziej kolorowo tym rzekomo lepiej, mnie przekonuje bardziej kompozycja oraz proporcja. Najczęściej jest to też dzieło plastyczne w którym wykorzystano parę technik artystycznych. Oczywiście należy wspomnieć że ta technika nie oznacza że do obrazu przyklejamy rowerzystę/tkę, pisze o tym ponieważ społeczeństwo nasze pomimo wielu lat nauki niekoniecznie spotkało się z tym terminem i parę razy wykształceni okazali wielkie zdziwienie. Zawsze interesowały mnie sprawy niecodzienne, ot taki pierwszy hipster byłem :P
Wracając do meritum, dzisiaj prezentuję bardzo fajne rozwiązanie dla wszystkich którzy obiekt swoich zainteresowań chcieliby zobaczyć na ścianie w postaci niecodziennego obrazu czy zdjęcia. Pomysł pojawił się jak u obdarowanej zgromadziła się poważna ilość zdjęć, w wersji elektronicznej, Marylin Monroe którą lubi.
Jednak na początku było wiele propozycji nieprzekonywujących. Starą ramę, z imitacją złoceń kiedyś otrzymałem, tło to polakierowana płyta. Zdjęcia zostały wydrukowane w technice laserowej (taki druk jest coraz tańszy), i przyklejone klejem Magic (niby wygląda jak szkolny, ale ma właściwości spoiwa introligatorskiego). Minął rok od wykonania tej efektownej ozdoby i jak dotąd nic nie wyblakło i nie odpadło. Takie kompozycje można zabezpieczać lakierami do drewna, najlepiej żeby na bazie wody, półmatowe - sprawdziłem. Całość ma ok. 60 na 80 cm.
Pozostawiam Was z tym pomysłem na najbliższe dni,póki co to wolne dni okazują bardzo zajęte.
niedziela, 12 sierpnia 2012
pomiędzy ....
Witam!
Od paru dni mam więcej wolnego czasu, w końcu wypracowałem sobie wymarzony urlop. Jednak planów jest multum ale możliwości aby je zrealizować trochę mniej. dlatego tak dużo chcę zrobić w tym czasie, aby móc sobie powiedzieć za paręnaście dni "jestem zadowolony".
Chciałem zrobić serie postów na temat mojego miejsca zamieszkania, dzielnicy w której mieszkam oraz sąsiedniej, z której to pochodzą moi przodkowie.
Pomiędzy jednym remontem, a odwiedzinami, a jeszcze festiwalami/koncertami zamieszczę co ciekawsze posty. W końcu prowadzenie bloga jest na liście spraw bardzo ważnych.
Pozdrawiam wszystkich odwiedzających. Korzystajmy z letniej pory bo zimą śniadanie na trawie już tak nie smakuje ;)
Od paru dni mam więcej wolnego czasu, w końcu wypracowałem sobie wymarzony urlop. Jednak planów jest multum ale możliwości aby je zrealizować trochę mniej. dlatego tak dużo chcę zrobić w tym czasie, aby móc sobie powiedzieć za paręnaście dni "jestem zadowolony".
Chciałem zrobić serie postów na temat mojego miejsca zamieszkania, dzielnicy w której mieszkam oraz sąsiedniej, z której to pochodzą moi przodkowie.
Pomiędzy jednym remontem, a odwiedzinami, a jeszcze festiwalami/koncertami zamieszczę co ciekawsze posty. W końcu prowadzenie bloga jest na liście spraw bardzo ważnych.
Pozdrawiam wszystkich odwiedzających. Korzystajmy z letniej pory bo zimą śniadanie na trawie już tak nie smakuje ;)
poniedziałek, 16 lipca 2012
Sentymentalne letnie popołudnie z Winiarami
Dzisiaj na profilu Osiedla Winiary na Facebooku zobaczyłem bardzo fajny skan starej pocztówki z widokiem na koszary lotniska oraz słynną halę zeppelinów w Poznaniu. Wszystkie te obiekty znajdowały się na terenie obecnych Winograd, a dawniej była to część dzielnicy Winiary (Winogrady były niejako z Winiar wydzielone, ale to o wiele dłuższa historia). Obecnie przy przejściu dla pieszych na Al. Solidarności, pomiędzy osiedlami Przyjaźni a Zwycięstwa, są zachowane resztki betonowego fundamentu tejże hali a w pobliskim parku, obok pętli tramwajowej w niezmienionym stanie od lat jest także betonowa kotwa, służąca niegdyś do cumowania tych pięknych, ogromnych sterowców. Jakakolwiek wzmianka o tych budowlach, przywodzi od razu wspomnienie mojej babci która wychowała się na polach, i bawiła się opodal. Taki wieli obiekt musiał się wyróżniać pomiędzy polami pszenicy, zagonami z truskawkami, małymi gospodarstwami, sadami oraz nielicznymi willami z prawdziwego zdarzenia. Urok tych przedmieść w latach 60-tych i 70-tych zburzyła "wielka płyta", tworząc już nie tak malowniczą i urozmaiconą dzielnicę zwykłych bloków i wieżowców.
Analizując, przeglądając i wyszukując informacje o tych rodzinnych zakątkach, natrafiłem na fotografię z roku ok 1939 gdzie moja babcia z kokardą na głowie stoi z prababcia i swoim rodzeństwem, właśnie pomiędzy tymi, może i przaśnymi ale za to czystymi i bez spalin, zagonami. Jednak czyje są budynki w tle nie ma pewności. Zbierając informacje na temat rodziny w czasach szkolnych otrzymałem jedną ważną wskazówkę, należy fakty, informacje i daty zbierać póki jeszcze na to nie interesuje, bo kiedy już nabierzemy ochoty na badanie dziejów familii to nie będzie już osób które będą mogły nam coś opowiedzieć.
Jeżeli chcemy poczuć dawny klimat tej dzielnicy to polecam parę zakątków. Na pierwszym miejscu polecam okolicę Kościoła Św. Stanisława Kostki, jest tam parę parceli które zachowały dawny podmiejski charakter, wnętrze świątyni cechuje styl klasycystyczny z pewnymi naleciałościami międzywojnia kiedy to był budowany. Idąc od kościoła ulicą Sokoła mijamy po drodze drewniane domy (dawne domy osadnicze), i dochodzimy do części gdzie jest parę kamieniczek wybudowanych przez zamożnych mieszkańców wsi Winiary. Chaotyczność zabudowy jest pozostałością poprzednich epok z których każda nanosiła swoje zabudowy, dodatkowo bardzo pagórkowaty teren nie sprzyjał jakieś systematyzacji architektury. Idąc dalej dochodzimy do ryneczku przy ul. Urbanowskiej obok którego zachowane są domy należące do Bambrów winiarskich. Dodam jeszcze że spacer po Boninie to świetna okazja żeby zobaczyć wszystkie kapliczki, o których więcej dowiedzieć się można z Wikipedii. Podałem jedynie parę miejsc tej dzielnicy, więcej na temat utraconego uroku tego miejsca można poczytać w Kronice Miasta Poznania (4/2008), pod red. Jacka Wiesiołowskiego. Wracam do rzeczywistości, wspomnienia pozostawiam na następny weekend kiedy to postaram się wrzucić więcej materiałów związanych z Winiarami i Winogradami.
Etykiety:
architektura,
historie rodzinne,
krajobraz,
międzywojenne,
Poznań,
styl życia
niedziela, 24 czerwca 2012
résumé ostatnich tygodni
Résumé czyli streszczenie
Deszczowe noce są rzekomo inspirujące, jednak "duchota" poznańska nie pozwala na głębsze przemyślenia, dlatego po prostu podsumowuję sobie co zrobiłem w ostatnim czasie, co zaplanowałem, gdzie umknęły pieniądze. Jednak świadome spędzanie wolnych chwil przynosi taką radość lub zadowolenie jak spisywanie wydatków. Nie boli tak bardzo jeżeli wiemy na co poszły zarobione sumy. Chyba że bezmyślnie pozbywamy się pieniędzy. Szukając pracy parę lat temu natrafiłem w gabinecie niedoszłego pracodawcy na hasło "Jeżeli zainwestujesz 1/10 zarobionych pieniędzy to czeka Ciebie obfita przyszłość", można oczywiście zostać stereotypowym przedwojennym hrabią i przepuścić cały majątek ;)
Deszczowe noce są rzekomo inspirujące, jednak "duchota" poznańska nie pozwala na głębsze przemyślenia, dlatego po prostu podsumowuję sobie co zrobiłem w ostatnim czasie, co zaplanowałem, gdzie umknęły pieniądze. Jednak świadome spędzanie wolnych chwil przynosi taką radość lub zadowolenie jak spisywanie wydatków. Nie boli tak bardzo jeżeli wiemy na co poszły zarobione sumy. Chyba że bezmyślnie pozbywamy się pieniędzy. Szukając pracy parę lat temu natrafiłem w gabinecie niedoszłego pracodawcy na hasło "Jeżeli zainwestujesz 1/10 zarobionych pieniędzy to czeka Ciebie obfita przyszłość", można oczywiście zostać stereotypowym przedwojennym hrabią i przepuścić cały majątek ;)
Czytelnictwo
"Jaśnie Panicz o Witoldzie Gombrowiczu" jest prezentem jaki sobie zrobiłem na urodziny. Z przesyłką był za połowę ceny w księgarni. Allegro jak zawsze niezawodne. Na razie leży na stosie innych pozycji do przeczytania jednak zaplanowałem że w trakcie urlopu nadrobię takie lektury jak właśnie ta (chcę dokończyć czytanie wszystkich kronik Miasta Poznania, które posiadam oraz "W ziemiańskim dworze" Mai Łozińskiej. Dla tych którzy nie chcą aż tak bardzo zaangażować się w opasłe tomy polecam "Błękitną Krew" Magdaleny Samozwaniec. Satyryczne felietony - opowiastki przybliżają nam życie arystokracji po wojnie. Przewrotny obraz rozmiesza od pierwszych zdań ale podskórnie uświadamia nam jak bardzo stali się ubodzy finansowo ale za to bogaci intelektualnie lub chociaż charakterni.
Zakupem ostatnich tygodni jest seria retro-kryminałów Konrada T. Lewandowskiego, których akcja umieszczona jest w międzywojennej Polsce. Pierwsze były "Elektryczne Perły" które dosyć szybko znalazły się na półce "przeczytane". Poznań, koniec lat dwudziestych i przygotowania do powszechnej wystawy krajowej (PeWuKa), okazuje się że w jednym tomie można umieścić życie prywatne dwóch mieszczańskich domostw, nie zawsze estetyczne i apetyczne dramaty ludzkie, dzieje komunikacji miejskiej, rys architektury a także same opowiadanie kryminalne. Najbardziej za serce chwyta postać pomocy domowej poznańskiej rodziny, gospodyni od "wielu lat", która to jest jednocześnie poznanianką, ma korzenie bamberskiej, jest patriotką, katoliczką, dobrze gotuje i jeszcze wspaniale mówi gwarą lokalną. Książka "Magnetyzer" jest jakby historią wcześniejszą gdzie ówczesne śledztwo przeplata się z historią XVIII wieczną jednego z wojskowych. Mroczne zakamarki duszy, nieodkryte jeszcze przez Freuda są zabawką w rękach carskiego arystokraty. W międzyczasie "Bogini z labradoru" okazała się rozrywką za którą tęskniłem, czekałem cały dzień w pracy aby zagłębić się w tajemną historię z warszawskiej elity, podszytą wątkiem okultystycznym.
Właściwie to zapoznaję się z serią bardzo chaotycznie, co może być kłopotliwe by zrozumieć pewne wątki obyczajowe, jednak jako całość tworzy świetną kolekcję, którą stawiam obok Christie, w rzędzie "rozrywka intelektualno-kryminalna"
Domostwo
Materiały na zasłony leżą od długiego czasu i czekają aż chętni go obszyją, wyprasują i powieszą ;) Podążanie za modą w tym sezonie okazało się jedynie przyjemnym powrotem do wspomnień sprzed paru lat. Jak zobaczyłem niebieskie poduszki (ultramaryna) w katalogu znanej firmy meblarskiej, jak katalogi domów mody ukazały plażowe sesje już wiedziałem że robimy powrót.
Do pełni szczęścia brakuje tylko białej półki z figurką mewy, miniaturą latarni oraz paroma muszlami. Przeglądam zawartość starych pudeł i chyba dużo nie trzeba kupować. Dodatkowo wystawiłem trochę kiczowatą pamiątkę znad morza, przywiezioną przez moich rodziców. Skromny jednak w miarę nieskomplikowany sposób na stworzenie atmosfery wakacyjnej.
Żeby dopełnić obraz miłego lata dokupiłem dwie doniczki lawendy. Stoją na oknie i przywołują skojarzenia z ekologicznymi, ultranowoczesnymi domostwami. Nie wszystko musi być tradycyjne.
Cały wypad był inicjatywą chwili. W ciągu paru minut rozmowy udało się ustalić gdzie się spotykamy i co robimy. Trasę rozpoczynamy na ul. Mostowej w bardzo dobrze zrobionym muzeum Bambrów Poznańskich. Jest to nowoczesny budynek z trochę minimalistyczną oprawą wystawy, jednak daje to przejrzystość w poznawaniu historii tych ludzi. Ponadto pięknie odtworzony tradycyjny dom, który tak dobrze zrósł się z poznańskimi mieszczańskimi domami w jeden styl wielkopolski, jest najlepszym przykładem jak to powinniśmy inwestować w muzea tego typu. Tutaj wchodzisz dosłownie w eksponat. Muzea Etnograficzne (w dawnym budynku Poznańskiej Loży Masońskiej) oraz Historii Miasta Poznania już tak bardzo nie powalają. Może czas na zmiany. Doceniam jednak to że wystawa w Ratuszu dotycząca naszego miasta jest bardzo dobrze doposażona i oglądając po kolei każdy eksponat można spędzić wiele fajnych godzin. W zeszłym roku odwiedziłem Galerie Malarstwa czyli główny oddział na Alejach Marcinkowskiego. Polecam każdemu poznaniakowi i nie tylko. Coraz bardziej innowacyjne podejście do eksponowania sztuki przyciąga widza, a to najważniejsze by się dokształcać.
Co dalej?
Zaczynamy wakacje z deszczami, burzami oraz sprawdzoną i powieloną modą. Czy czeka nas coś ciekawego?? Czuję że będzie monotonnie ale każdy w tymże spokoju odpocznie. Prócz opisanych w tym poście przyjemności było multum kiepskich momentów, ale o tym nie tutaj.
Każdy dzień przynosi coraz więcej inspiracji dlatego mogę spokojnie napisać że nowych postów będzie coraz więcej :)
Etykiety:
czytelnictwo,
domostwo,
styl życia,
szlacheckie
wtorek, 19 czerwca 2012
ściana reprezentacyjna
Witam!
Od dłuższego czasu nie publikowałem nic nowego jednak nadmiar bodźców zawsze powoduje skutek przeciwny do zamierzonego czyli uśpienie kreatywności. Połączenie Euro2012, przesilenia wiosennego oraz podsumowanie dokonań nie przyniosło oczekiwanej radości, jednak aby tak bardzo nie "smęcić" podkreślę że tak zwane poszukiwania wewnętrzne czyli samorozwój trzyma się dobrze..
Poczta dostarczyła moją wymarzoną publikację czyli "Jaśnie Panicz o Witoldzie Gombrowiczu" Joanny Siedleckiej, biografia arystokraty który stał się artystą oczami różnych ludzi z jego otoczenia. Siostra - polonistka polecała gorąco tą publikacje jako świadectwo "minionej epoki".
Ściana.
Zwyczajny kawałek muru blokowego postanowiłem już dawno zmienić w trochę bardziej przyjazne miejsce. Poprzednia aranżacja tego korytarzyka (prowadzi do pokoju i jest naprzeciwko wnęki z szafami) składała się z przetartego parkietu oraz ciemnej tapety, imitującej ceglany mur z nieproporcjonalnych, brudnych pustaków. Szpachlowanie pozostawiłem mistrzowi. Może i ja posiądę kiedyś tę umiejętność?? :)
Jak w poprzednim projekcie po prostu zrobiłem przedłużenie pokoju, podłoga ta sama bez połączeń - progów, tutaj niepotrzebnych listew dylatacyjnych, farba dulux identyczna jak w pomieszczeniu do którego prowadzi, brakowało jedynie sztukaterii, jest to jednak do dopracowania.
Oto ściana w całej okazałości, na razie jak widać się zapełnia. Prosta koncepcja ciągle zmieniającego się otoczenia akurat pasuje do tego projektu. Za jakiś czas zdjęcia mogą się znudzić, ramki znaleźć inne zastosowanie a plakaty spłowieją. Najbardziej oczywistym dla mnie było umieszczenie zdjęcia pradziadka, które skontrastowałem z pustą ramką z ciemnego drewna oraz plakatem z epoki, jednak w bardziej graficznej tonacji. Lewa strona rodzinnej "tablicy" jakby odzwierciedla prawą - od góry biała ramka ze zdjęciem Londynu (nawiązuję do planowanej sztukaterii), ramka drewniana (dobrze odbija od bladoniebieskiej ściany) oraz fotografia z domu pradziadków (z innej "gałęzi" rodziny) sprzed II wojny światowej. Na samym dole kalendarz z gwiazdami kina sprzed półwiecza.
Jak już przebrniecie przez moje techniczno-architektoniczne wywody to pochwalę się że wszystkim gościom podoba się to sprawdzone rozwiązanie, właściwie kluczem nie jest sama ściana ale to jak się komponuje wszystko co chcemy zawiesić. Zainteresowanym powiem że skrajny fragment pierwszego zdjęcia to po prostu bałagan "twórczy" ;))))
Od dłuższego czasu nie publikowałem nic nowego jednak nadmiar bodźców zawsze powoduje skutek przeciwny do zamierzonego czyli uśpienie kreatywności. Połączenie Euro2012, przesilenia wiosennego oraz podsumowanie dokonań nie przyniosło oczekiwanej radości, jednak aby tak bardzo nie "smęcić" podkreślę że tak zwane poszukiwania wewnętrzne czyli samorozwój trzyma się dobrze..
Poczta dostarczyła moją wymarzoną publikację czyli "Jaśnie Panicz o Witoldzie Gombrowiczu" Joanny Siedleckiej, biografia arystokraty który stał się artystą oczami różnych ludzi z jego otoczenia. Siostra - polonistka polecała gorąco tą publikacje jako świadectwo "minionej epoki".
Ściana.
Zwyczajny kawałek muru blokowego postanowiłem już dawno zmienić w trochę bardziej przyjazne miejsce. Poprzednia aranżacja tego korytarzyka (prowadzi do pokoju i jest naprzeciwko wnęki z szafami) składała się z przetartego parkietu oraz ciemnej tapety, imitującej ceglany mur z nieproporcjonalnych, brudnych pustaków. Szpachlowanie pozostawiłem mistrzowi. Może i ja posiądę kiedyś tę umiejętność?? :)
Jak w poprzednim projekcie po prostu zrobiłem przedłużenie pokoju, podłoga ta sama bez połączeń - progów, tutaj niepotrzebnych listew dylatacyjnych, farba dulux identyczna jak w pomieszczeniu do którego prowadzi, brakowało jedynie sztukaterii, jest to jednak do dopracowania.
Jak już przebrniecie przez moje techniczno-architektoniczne wywody to pochwalę się że wszystkim gościom podoba się to sprawdzone rozwiązanie, właściwie kluczem nie jest sama ściana ale to jak się komponuje wszystko co chcemy zawiesić. Zainteresowanym powiem że skrajny fragment pierwszego zdjęcia to po prostu bałagan "twórczy" ;))))
Największą radość sprawia wybieranie zdjęć, ale też wspominanie. Przy poprzednim projekcje było to wybierania zdjęć rodzinnych na o bardziej zapełnioną ścianę.
Zaczynam lubić takie kreatywne lato :)
Zaczynam lubić takie kreatywne lato :)
sobota, 14 kwietnia 2012
Wspomnienia niezwykłe, pamiątka jedyna.
Witam!
Wielki Piątek był dnień sennymi ale i pełnym inspiracji. Pomiędzy przygotowaniem do porządków świąteczno-wiosennych, pracą a zakupami rozmyślałem nad tym który temat wrzucić tutaj. Wybierałem się z pisaniem jak sójka za morze bałtyckie, nie trzeba dodawać że wena zniknęła wraz z pojawieniem się romantycznej mgiełki nad polami i łąkami strzeszyńskimi.
Strzeszyn leży obok Kiekrza... tam gdzie moja babcia spędziła dzieciństwo, tak wtedy jeszcze mała Genia uciekała przed Niemcami, czekała aż ojciec wróci z pracy (pradziadek był prawdziwym przedwojennym kolejarzem) i podjadała suche drożdże ;) Jedynie trzy przedmioty uchowały się z tamtych czasów,z tamtego domu w naszej części rodziny - Ikona Matki Boskiej, święty obrazek z aniołami podkolorowanymi i akt chrztu babci. W moim posiadaniu jest ikona a właściwie to nadruk lub malunek na okrągłej tafli szkła.
Wielki Piątek był dnień sennymi ale i pełnym inspiracji. Pomiędzy przygotowaniem do porządków świąteczno-wiosennych, pracą a zakupami rozmyślałem nad tym który temat wrzucić tutaj. Wybierałem się z pisaniem jak sójka za morze bałtyckie, nie trzeba dodawać że wena zniknęła wraz z pojawieniem się romantycznej mgiełki nad polami i łąkami strzeszyńskimi.
Strzeszyn leży obok Kiekrza... tam gdzie moja babcia spędziła dzieciństwo, tak wtedy jeszcze mała Genia uciekała przed Niemcami, czekała aż ojciec wróci z pracy (pradziadek był prawdziwym przedwojennym kolejarzem) i podjadała suche drożdże ;) Jedynie trzy przedmioty uchowały się z tamtych czasów,z tamtego domu w naszej części rodziny - Ikona Matki Boskiej, święty obrazek z aniołami podkolorowanymi i akt chrztu babci. W moim posiadaniu jest ikona a właściwie to nadruk lub malunek na okrągłej tafli szkła.
Niezwykły zbieg okoliczności pojawił się podczas wizyty u mojej ciotki - siostry drugiej babci. Na ścianie w jej kuchni widniał identyczny obrazek (!) jednak o wiele mniejszy. I usłyszałem wtedy historie:
"Pod koniec wojny bombardowania nasiliły się, na [ulicy] Francuskiej siedzieliśmy w piwnicy domu, i modliliśmy się, właśnie ten obraz uradował nasz dom, i przy tym uchronił naszą rodzinę"
Moja siostra sądzi że takie wizerunki były produkowane masowo jak na przedwojenną skalę i z pewnością wisiały w wielu domostwach. Mnie zachwycił cud wiary, jej moc. Chciałbym odnowić ikonę, oprawić ją. Nadal są to jednak plany. Dla wyjaśnienia dodam że przedwojenna ulicy Francuska znajdowała się na świeżo założonych Winogradach, dzielnicy wydzielonej z ogromnych Winiar która okalały od północy wzgórze winiarskie czyli Cytadelę. W trakcie walk Winogrady wraz z polami winiarskimi stały się przedpolem bitw o Fort Winiarski (Cytadelę) przez co zostały niemal doszczętnie zniszczone, do dnia dzisiejszego przy większych remontach czy budowach odkrywane są niewybuchy czy inne pamiątki wojenne.
Przy okazji świąt żałuję że nie posłucham już żadnej historii, opowieści, relacji. Moich dziadków już dawno nie ma, ale to co usłyszałem chce spisać, może warto zdążyć póki nasi krewni są wśród nas, i chociażby posłuchać. Doskonale rozumiem że nie zawsze są to spójne, ciekawe i wciągające wspomnienia, jednak jak przychodzi czas kiedy jesteśmy tego spragnieni nie mamy do kogo się udać.
Ikona w powiększeniu, wyostrzyłem kolory ponieważ zdjęcie wykonywałem w nieodpowiednim świetle. |
Być może historia ta nie poruszyła waszych serc, jednak w czasie Świat kiedy to powinniśmy coś zmienić w sobie i nastawić się na nowe może warto docenić wysiłki naszych przodków, to w jaki sposób podchodzili oni do tradycji. Nie mając takich technologii i możliwości jak my potrafili pogodzić rekolekcje, drogę krzyżową, wiosenne porządki i pracę wraz z codziennymi obowiązkami. Mam świadomość mojego podejścia do przeszłości - cały szacunek można zawrzeć w dialogu z krewną.
- Po wojnie nie działała dłuższy czas komunikacja miejska, jak wtedy babcia sobie radziła?
- Jak to? Musiała przecież chodzić do pracy, opiekować się rodzeństwem, i prababcią, chodziła pieszo wszędzie.
piechotą....po całym Poznaniu.... !
Dom na Francuskiej opiszę w innym poście, póki co muszę poszukać dobrych zdjęć oraz ustalić parę ważniejszych szczegółów. Ciekawe opowieści o poznańskim domostwie, mieszczańskim, z tradycjami i podmiejsko-bamberskimi naleciałościami.
Życzę wszystkim Wam na wiosnę dużo pozytywnego myślenia, i doceńmy to co posiadamy, w końcu wiosna powinna być czasem przemian na lepsze! :)
poniedziałek, 2 kwietnia 2012
Początki ... co was czeka :)
Witajcie!
Przychodzi czas kiedy trzeba zacząć nowy etap w życiu, brzmi to jak slogan ale okazuje się całkiem prawdziwe. Nie zmieniam całości - dodaje tylko nowość - czyli ten blog.
Parę lat temu kiedy jeszcze żyła moja babcia, podczas kłótni z mamą odnośnie pochodzenia, kto uczył się francuskiego, czyj dziadek miał powóz i białe rękawiczki i kto właściwie był tym stangretem, uświadomiłem sobie że szlachectwo to nie do końca pochodzenie. To styl życia oraz (to co dla mnie najważniejsze) wartości które przekazujemy i które są obecne w naszej codzienności. Przeczytacie tu zarówno o tzw "lajfstajlu", remontach/aranżacjach domowych (na majątku:P), nowościach czytelniczych, historiach rodzinnych a także tradycjach wielu pokoleń, a nawet o moim ulubionym międzywojniu.
Jednakże żeby nie tworzyć takiej patetycznej atmosfery, pokażmy że przodkowie też umieli się bawić ;) zapraszam wszystkich do czytania i oglądania.
Przychodzi czas kiedy trzeba zacząć nowy etap w życiu, brzmi to jak slogan ale okazuje się całkiem prawdziwe. Nie zmieniam całości - dodaje tylko nowość - czyli ten blog.
Parę lat temu kiedy jeszcze żyła moja babcia, podczas kłótni z mamą odnośnie pochodzenia, kto uczył się francuskiego, czyj dziadek miał powóz i białe rękawiczki i kto właściwie był tym stangretem, uświadomiłem sobie że szlachectwo to nie do końca pochodzenie. To styl życia oraz (to co dla mnie najważniejsze) wartości które przekazujemy i które są obecne w naszej codzienności. Przeczytacie tu zarówno o tzw "lajfstajlu", remontach/aranżacjach domowych (na majątku:P), nowościach czytelniczych, historiach rodzinnych a także tradycjach wielu pokoleń, a nawet o moim ulubionym międzywojniu.
Jednakże żeby nie tworzyć takiej patetycznej atmosfery, pokażmy że przodkowie też umieli się bawić ;) zapraszam wszystkich do czytania i oglądania.
Subskrybuj:
Posty (Atom)